Współcześni hunwejbini
- Paweł Sieger
- 9 maj 2015
- 3 minut(y) czytania

Będzie znów o „dymie olsztyńskim”, ale najpierw małe objaśnienie użytego w tytule określenia. By się nie rozwlekać wystarczy powiedzieć, że hunwejbini, czyli Czerwona Gwardia, byli najbardziej lojalnymi, najwredniejszymi i najbrutalniejszymi bandziorami na usługach chińskiej partii komunistycznej – taki trochę odpowiednik Schutzstaffel, czyli SS, w III Rzeszy.
Dziś jakby pierwotne znaczenie wyblakło - może między innymi dlatego, że gdy czerwonym gwardzistom odbiło i zaczęli wymykać się spod kontroli, to Umiłowany Mao postanowił całą organizację wysłać albo do piachu, albo na wieś by się reedukowała. Dlatego dzisiaj, gdy mówimy o hunwejbinach, mamy na myśli wiernych i mocno anencephaliacznych „gwardzistów”, typy podłe, służalcze, gotowe do wykonania każdego zadania – dla wodza, albo w imię jakiejś „ideologii”. Można również w ten sposób określać – i jest to zdecydowanie łagodniejsza wersja – różne przydupasy, czy mocno ograniczonych w samodzielnym działaniu członków jakiejś grupy.
24 kwietnia w Sejmie dwóch takich niewydarzonych członków – niejaki Babalski i Szmit – podzieliło się ze światem dźwiękami, które wydawali paszczami. Nagranie trwa ponad siedem minut i jedyne co można powiedzieć o zawartości informacyjnej poselskiego przekazu, to to, że dziecko z zespołem Downa lepiej – czytaj: precyzyjniej, logiczniej - komunikuje się ze światem. Ale nie wymagajmy zbyt wiele od członków PiS-u.
Zaczął Szmit – po swojemu, czyli bez sensu, ładu i składu. A żeby nie było, że się do biednego hunwejbina dopierdzielam, to wystarczy posłuchać co bredził w audycji, do której go zaprosiłem:
http://www.polskalive.pl/index.php/news/450/69/Bezmiar-niesprawiedliwosci---24-10/d,podcast_szczegoly/
Nie dziwię się więc, że członek wypluł z siebie min.:
„pomieszanie pojęć”, „pomieszanie prawdy historycznej z ewidentnym kłamstwem”. Wypluł, bo albo nic innego robić nie potrafi, albo dostał partyjny prikaz [o takiej możliwości świadczyłoby to, że musiał podeprzeć się czytaniem z kartki, co też onemu wyszło po pisowsku, czyli do dupy]. Oczywiście, żadnych przykładów, bo po co? Obrzucić kogoś gównem licząc, że jakiś półmózg łyknie temat. Z drugiej strony – jak mawiają starożytni górale: „wyżej dupy nie podskoczysz”, więc i od Szmita nie ma co wymagać jakiejś subtelniejszej reakcji na synapsach.
Za to ten drugi członek PiS-owy rozwalił mnie dokumentnie. U Szmita coś tam się na zwojach czasami dzieje, ale u tego drugiego… Porażka.
Ale czego wymagać od pseudo-homo-sapiensa. [pseudo-: „pierwszy człon wyrazów złożonych będących nazwami i określeniami osób, rzeczy lub zjawisk, które nie są tym, co udają lub naśladują” - słownik języka polskiego]. Poza tym, jaką wiedzę historyczną może mieć koleś, który nie zna historii miasta, w którym się urodził a nawet - jakąś kaczą ironią losu - był tego miasta burmistrzem.
Pobredził, pobredził i sobie poszedł. Oczywiście, przedstawienie jakichkolwiek przykładów mocno przekracza zdolności intelektualne niejakiego Babalskiego.
Ponieważ członkowie PiS-owi wspomnieli również coś o konieczności prowadzenia właściwej polityki historycznej, to ja już się boję, co to się będzie działo, gdy kato-naziści dojdą do władzy. Problem w tym, że ilekroć jakieś „państwo” zabiera się za robienie „polityki historycznej”, tylekroć kończy się to dla kogoś mało przyjemnie i całkiem boleśnie.
A tak naprawdę, to wystąpienie „zacnych inaczej person”
[tutaj link: https://www.youtube.com/watch?v=v09FHFCnIUc ]
było tylko pretekstem do pochwalenia się, że ziarnko zaczęło kiełkować – wywiadu udzieliłem, oburzenie i krytyka się wylały, ale efekt jest taki, że takiej ilości informacji o wojennej i powojennej historii Prus Wschodnich jeszcze nie było [najświeższa rzecz to wywiad z Otto Tuszyński, którego miałem przyjemność poznać a nawet nagrać Jego wspomnienia].
No, więc lawina [na razie lawinka] ruszyła i może już niedługo będzie można spokojnie porozmawiać o Prusach, podobnie jak to ma miejsce ze Śląskiem.
Amen.

Comments