top of page

Taka gmina



Gmina jest najmniejszą jednostką samorządu terytorialnego. Oczywiście, są jeszcze np. sołectwa, czy osiedla, ale ich istnienie nie jest konieczne na gruncie przepisów. Mogą się pojawiać i mogą znikać praktycznie z dnia na dzień.

Gmina, ale również powiat i województwo, ma określone ustawą zadania, które musi realizować. Do zrealizowania tych celów zatrudnia ludzi, albo powołuje odpowiednie podmioty, w tym także spółki. Odpowiednie zapisy ustaw umożliwiają jednostkom samorządu terytorialnego powierzenie wykonania zadań podmiotom zewnętrznym, ale tak się dzieje nad wyraz rzadko. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka a najważniejsze to głupota i geszeft.

Dlaczego głupota? Ponieważ wielu włodarzy nie ogarnia rzeczywistości (bo i jak mieliby ogarniać, skoro są reprezentantami wspólnoty składającej się z niezbyt rozgarniętych „wyborców”, których wybory są, jakie są), a więc organicznie, biologicznie i fizjologicznie nie są w stanie skojarzyć przyczyn ze skutkami, nie potrafią działać inaczej niż dotychczas, nie mają żadnej sensownej wizji, etc. a nawet itd.

Dlaczego geszeft? Otóż ci spośród włodarzy, którzy są nieco rozrzutniej przez naturę wyposażeni w połączenia synaptyczne pozwalające im funkcjonować lepiej niż przeciętny „wyborca”, doskonale zdają sobie sprawę, że takie a nie inne „prawo”, to doskonały przepis na prawie nieograniczone korzystanie z dóbr wszelakich oraz kręcenie lodów, przekupywanie oraz zatrudnianie krewnych i znajomych królika (czyli realizowanie programu „rodzina na swoim”; skąd my to znamy…).

Czy coś można z tym zrobić?

Tak. A nawet więcej – należy zrobić. To co należy zrobić nie jest wcale bardzo skomplikowane. Nie jest w ogóle skomplikowane - jest proste jak konstrukcja cepa i nawet przeciętny, szeregowy poseł byłby to w stanie pojąć.

Rozwiązanie jest proste, ale „rewolucyjne” i mocno uderzające w możliwości robienia przekrętów, a więc dymanie ludzi na kasę: należy wprowadzić zakaz prowadzenia jakiejkolwiek działalności gospodarczej przez jednostki samorządu terytorialnego (ale również przez tzw. „państwo”) wraz z zakazem tworzenia deficytu (co od lat powtarzam jak mantrę).

Wyjaśnienie/ uzasadnienie jest proste i oczywiste:

  1. Prywatny biznes – statystycznie rzecz ujmując – działa efektywniej: oferowane przezeń produkty/ usługi są tańsze i mają lepszą jakość;

  2. Jeśli na rynku działa jakikolwiek uprzywilejowany podmiot – a takim jest i tzw. „państwo” i jednostka samorządu terytorialnego – to skutkuje to psuciem rynku oraz jest działaniem, które opisuje się terminem „nieuczciwa konkurencja”; a dodatkowo ludzie zmuszani są do przymusowego kupowania drogich i kiepskiej jakości towarów/ usług;

  3. Możliwość tworzenia deficytu, to przerzucanie odpowiedzialności – finansowej odpowiedzialności – na przyszłość, czyli: a. w małej skali na następców, b. w dużej skali na przyszłe pokolenia;



Przykładów skrajnie głupiego, krótkowzrocznego i geszefciarskiego działania jest mnóstwo: zarządzanie samorządowym transportem/ wodociągami i kanalizacją/ nieruchomościami/ itd. poprzez powołaną do tego spółkę, zatrudnianie sryliona pociotków do „opiekowania się społecznego”, zarządzanie „zasobami” edukacyjnymi i samą edukacją poprze komisje i wydziały, ogarnianie planów zagospodarowania, etc.

W przypadku zarządzania tzw. „państwem” skala możliwości kręcenie lodów – oraz wartość robionych wałków – jest, oczywiście, znacząco większa a prawdopodobieństwo odsiadki za np. maseczki, czy respiratory, zajumanie kasy emerytów, przepłacenie za gaz z Rosji, wypieprzenie pieniędzy na stworzenie narodowego kosmodromu w szczerym polu, czy wybudowanie stadionu narodowego kilka razy drożej jest znacząco mniejsze.


Odpowiedzialność odszkodowawcza urzędników a odpowiedzialność odszkodowawcza podmiotów prywatnych. Koszty geszeftów.

Gdy podmiot, z którym jednostka samorządu terytorialnego zawrze odpowiednią umowę nie wywiąże się z niej, to na drodze sądowej można dochodzić roszczeń. I tak się dzieje, gdy np. wybudowana droga po deszczu przestaje być drogą a staje się jeziorem – wykonawca musi na swój koszt drogę poprawić; gdy wybudowany budynek się zawali, to wykonawca musi go na swój koszt wybudować na nowo (a przy okazji swoje odsiedzieć), albo zrobi to na jego koszt ktoś inny, itd. (oczywiście, ważną kwestią jest odpowiednio sporządzona umowa, ale załóżmy, że w tym przypadku wszystko jest „koszerne”). Poza tym są też jakieś kary umowne. Wszystko jest jasne i przejrzyste a problem odpowiedzialności przestaje być problemem.

Ale gdy coś zrobi urzędnik (np. decyduje by wpompować gminną kasę w promocję gminy przy okazji ogólnopolskiego pedałowania, albo stworzy srylionosobowy wydział do zarządzania kilkudziesięcioma lokalami socjalnymi, gdy temat prywatna firma ogarnie dwoma zatrudnionymi) to problemu nie ma.

I okazuje się, że wszystkie wałki są możliwe.

Można np. wydawać samorządową gazetkę, w której „nieustające pasmo sukcesów” przeplata się z odlotowymi wizjami świetlanej przyszłości (a przy okazji jakiś zaprzyjaźniony, lokalny niedorozwój będzie „panem redaktorem naczelnym”). I co, że taniej temat można ogarnąć , albo wykupionymi w lokalnej prasie krótkimi ogłoszeniami. Ale w takim wypadku nikt by się nie dowiedział, że burmistrz/ wójt, starosta jest wizjonerem, emerytowanym zbawcą gminy, guru, przewodnikiem, geniuszem i słońcem Kordylierów (choć w rzeczywistości jest przekręciarzem, debilem i kanalią). Można preparować przetargi na zarządzanie świąteczną choinką, można nie dostrzegać niewywiązywania się z obowiązków, można na stanowisku specjalisty „do spraw” zatrudnić żonę najbliższego przyjaciela, etc.

Wszystko można, bo obowiązuje prawo „misia na miarę naszych czasów”.

Najgorsze jest nie to, że geszefty są uskuteczniane, ale to, że ludzie uznają je za normalne i oczywiste.



Efektywność wydawania pieniędzy.

Są cztery sposoby wydawania pieniędzy:

  1. Najefektywniejszy – wydaję moje pieniądze na mnie (jedzenie, ubranie, mieszkanie, rozrywka, wakacje, etc.);

  2. Mniej efektywny, ale wciąż sensowny – wydaję moje pieniądze nie na mnie (wspieranie fundacji, pomoc różnym organizacjom, finansowe włączanie się w wybory, etc.);

  3. Nieefektywny - wydaję cudze pieniądze na mnie, czyli np. ciągnę kasę na swoje „widzi-mi-się” ze zbiórek, fundacji, organizacji i programów pomocowych, etc.;

  4. Bardzo nieefektywny - wydaję nie swoje pieniądze nie na mnie, czyli mając dostęp do kasy wydaję na np. pokazy sztucznych ogni z okazji święta i rocznicy, rewię wielbłądów na lodzie w Katarze, taniec pingwinów na szkle, przegląd czarno-białych, niemych filmów dla niewidomych, koncerty symfoniczne dla głuchych, etc.;

Zarządzanie majątkiem jednostek samorządu terytorialnego (także tzw. „państwa”) to w istniejącym reżimie prawnym tylko i wyłącznie sposób trzeci i czwarty.

Wyobraźmy sobie, że gmina, powiat, czy województwo ustawowe zadania ma realizować siłami tylko zewnętrznymi a podstawowym sposobem wyboru wykonawcy jest odwrócona licytacja. Wtedy poznamy prawdziwą cenę wykonania usługi, wytworzenia jakiegoś dobra/ towaru.

Na drodze odwróconej licytacji ten kto zaoferuje najniższą cenę zajmie się „opieką społeczną”, posadzi kwiatki na klombach przed urzędem, wyedukuje dzieci i młodzież, sporządzi plany zagospodarowania, ogarnie zarządzanie lokalami socjalnymi/ komunalnymi, itd. Żaden imbecyl nie będzie brał kasy za wydawanie i redagowanie gównianego „Lokalniaka”, żaden spad partyjny bez wiedzy i umiejętności nie będzie zarządzał przedsiębiorstwem wodociągowym, czy klubem sportowym, żaden niezorganizowany matoł nie będzie brał kasy za bycie pełnomocnikiem do spraw obszarów niemiejskich, żadna lafirynda po przejściach korporacyjnych nie będzie marnować publicznych pieniędzy na gówniane festyny i sponsoringi…


Podsumowanie

Jeśli ktoś nie zakumał – powyższe zdania to tylko szkic, zarys, rzucony temat a nie kompleksowa analiza (jak mi ktoś zapłaci, to powstanie więcej i bardziej szczegółowo).


Słowo na koniec

I el chooy – nic się nie zmieni, bo żyjemy w czasach totalitarnej dyktatury bezmózgów.


Ostatnie wpisy

SIEGERSWELT

Ad imaginem quippe Dei factus est homo

                                                                                             et

                                                                                            Ad maiorem Dei gloriam

bottom of page