Służba niezdrowia
- siegersraum
- 7 sty 2021
- 6 minut(y) czytania

„Hamlet” to chyba najlepiej znany dramat Szekspira. Najczęściej wystawiany i ekranizowany. Z niego pochodzą słynne kwestie, które żyją od kilkuset lat własnym, pozaliterackim życiem: „być, czy nie być/ oto jest pytanie”, albo fatalistyczne „źle się dzieje w państwie duńskim”.
Ten drugi cytat to słowa Marcellusa, który widzi „oczadziałego” Hamleta zmierzającego ku duchowi ojca i zupełnie niezwracającego uwagi na protesty towarzyszy.
Szaleństwo, wizje, władza, rodzinne tragedie, intrygi…
„Źle się dzieje w państwie polskim” można rzec przyglądając się rządzącym, którzy pomimo protestów dziarsko kroczą ku swoim wizjom.
Ot, taki wstęp mi się wymyślił w związku z historiami, które pragnę przedstawić a które obrazują stan polskiej służby zdrowia (z perspektywy pacjentów).

Prosta historia pierwsza, pacjent number one – neurochirurgia. Długo
Jakoś na początku zeszłego roku okazało się, że pewien pacjent ma problem neurologiczny i konieczna jest pilna operacja. Żeby jednak do operacji doszło pacjent musi zrobić różne badania: RTG, rezonans, tomografię.
Pacjent się zawziął i badania zrobił. Prywatnie, bo sprawa pilna. Sprytny pacjent postanowił także sprawdzić, kto jest w neurochirurgicznym krojeniu najlepszy i do owego specjalisty udał się na prywatną wizytę (znów poszła kasa z kieszeni pacjenta). Świetny specjalista obejrzał wyniki, zdjęcia i stwierdził, że operować trzeba pilnie i pilnie skierował pacjenta do swojej macierzystej placówki by pilnie dzwonił i pilnie się umawiał na pilny zabieg. Wręczył również pacjentowi pilne skierowanie na pilną operację.
W tym momencie zadzwonił telefon, doktor odebrał, chwilę porozmawiał, po czym poinformował pacjenta, że musi się troszkę wstrzymać z pilnym dzwonieniem, bo akurat całą placówkę pana doktora pilnie zamieniono na szpital covidowy.
Biednego pacjenta aż wbiło w glebę. Nie poszedł do doktora po ekspertyzę, ale by dostać się do niego na oddział (ok, wiem, to straszne, potworne, nieetyczne, itd., ale takie jest życie).
I kilka stów poszło się…
Zaczął pacjent szukać. Szukał i znalazł kolejne miejsce, gdzie mogą go ciąć neurochirurgicznie. Znalazł i pojechał. Pojechał, kilkadziesiąt minut posiedział przed sekretariatem ordynatora, ale się doczekał. Ordynator oddziału neurochirurgicznego obejrzał wyniki, stwierdził, że pacjenta trzeba ciąć, ale… pacjent musi zrobić jeszcze jedno, trochę inne zdjęcie RTG. Miła sekretarka wstępnie wyznaczyła termin – „o, tu widzę wolne okienko, może być w poniedziałek za niespełna dwa tygodnie?”. Pacjent rozanielone spojrzenie rzucił na sekretarkę – „oczywiście” – i wziął się za załatwianie kolejnego RTG.
I załatwił kolejne RTG dość szybko. A gdy załatwił to zadzwonił do sekretarki ordynatora i dowiedział się, że… zamknięte z powodu covid-19.
Trochę pacjentowi zeszło powietrze, bo to już druga miejscówka, która wypada z gry, jemu się pogarsza i co tu robić?
Wyjął pacjent listę specjalistów i zdecydował się udać do drugiego na liście – znów ta sama procedura: wizyta prywatna tylko po to by dostać pilne skierowanie na pilną operację do oddziału, w którym pan doktor tnie neurochirurgicznie.
Udało się!
Doktor potwierdził, że operacja jest potrzebna na wczoraj i skierował pacjenta do siebie na oddział… A na oddziale pacjent dowiedział się, że jak najbardziej, pilne to pilne, więc zostanie pilnie zoperowany… za rok. „Ale do tego czasu, to ja będę…” jęknął pacjent, na co usłyszał „sorrki, ale taki mamy klimat”.
Od pierwszej diagnozy minęło już kilka miesięcy i wciąż dupa blada. Oczywiście, ma pacjent opcję. Ma ją od samego początku – oddać się w ręce specjalistów od prywatnych cięć neurochirurgicznych. Tych samych specjalistów, u których był na prywatnych wizytach i którzy operują w placówkach publicznych, ale którzy część czasu poświęcają na operowanie w placówkach prywatnych.
„Ale to kosztuje prawie roczne zarobki średnio zarabiającego” – pomyślał pacjent i szukał dalej.
Szuka więc pacjent i jakimś cudem okazuje się, że za trzy miesiące może mieć termin w innym ośrodku publicznego cięcia neurochirurgicznego. Ucieszony zapisuje się, wysyła pełną dokumentację i odlicza czas do operacji (wyznaczonej na kilka dni przed Świętami).
Na dwa tygodnie przed terminem dowiaduje się, że w związku z covid-19 część personelu oddziału została przesunięta do innych zadań i operacje planowe zostają odwołane. Tną neurochirurgicznie tylko przypadki nagłe, zagrażające życiu – przypadki nagłe zagrażające zdrowiu idą się…
„A do kiedy zostają odwołane?” – zapytał pacjent sekretarkę.
„Proszę zadzwonić na początku roku, może coś już będzie wiadome”
Dzwoni pacjent tu, dzwoni tam. Szuka szczęścia, ale wszędzie to samo – decyzją światłych person planowo wywalono w kosmos wszystkie planowe zabiegi. Bo covid szaleje i łóżka oraz personel są potrzebni.
Siedzi i myśli skąd wziąć roczne średnie zarobki na pilną operację. Napad na listonosza? Odpada – lubi gościa. Sprzedać tajemnice państwowe obcemu mocarstwu? Nie da rady, ponieważ: 1. wszyscy zainteresowani i tak wszystko wiedzą, 2. nie ma dostępu do tajemnic państwowych. Kredyt? Słabo – po operacji kilka miesięcy rehabilitacji, a więc bez pracy, a więc dość szybko okaże się, że nie ma z czego płacić rat. Prostytucja? Handel narkotykami? Porwanie dla okupu?
Prosta historia druga, pacjent number two – kardiochirurgia. Krótko
Zupełnie przy okazji i całkowicie niechcący poznałem historię innego pacjenta. A było to tak:
Dzwonię z życzeniami noworocznymi do znajomego, który – zupełnie przypadkowo – wielokrotnie był u mnie gościem w audycjach. Gadamy – „i jak tam zdrowie?”, „co słychać” i takie tam. Opowiadam mu historię pacjenta number one a on mi na to:
Słuchaj, rozumiem, wiem o czym mówisz – miałem taką historię w rodzinie, dalszej rodzinie. Facet miał wyznaczoną operację, ale wszystko zostało odwołane. No, i właśnie niedawno zmarł.

Poznałem te historie i zacząłem się zastanawiać, czy z takich sytuacji jest jakieś wyjście? Pierwsze, co przychodzi do głowy, to wykorzystanie właśnie prywatnej służby zdrowia - skoro z obiegu wypadają kolejne publiczne placówki a w placówkach prywatnych nie ma problemu, by przeprowadzić operacje (przynajmniej niektóre), to może Ministerstwo Zdrowia/ Narodowy Fundusz Zdrowia sfinansuje zabiegi w placówkach prywatnych? Te które planowo wypadły z planowych planów?
Zastanówmy się – jeśli ktoś został zakwalifikowany do operacji, która ratuje życie/ zdrowie a placówki państwowe nie mogą wywiązać się z obowiązku z powodu administracyjnych decyzji przekształcających szpitale/ oddziały specjalistyczne w covidowe, to zasadnym byłoby sięgnięcie do zasobów placówek prywatnych.
Tak, czy nie?
Idąc tym torem myślenia wysłałem odpowiednie zapytanie do inkryminowanych instytucji.
I czego się dowiedziałem?
Termin wykonania zabiegu, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, może zostać przesunięty jedynie w sytuacjach wyjątkowych, których nie można było przewidzieć w chwili ustalania terminu.
W takim przypadku świadczeniodawca zobowiązany jest do zaproponowania/ wyznaczenia kolejnego terminu.
Pacjent ma również prawo do zmiany szpitala. W takim przypadku należy odebrać skierowanie ze szpitala, w którym pierwotnie pacjent oczekiwał na zabieg (szpital ma obowiązek zwrócić skierowanie).
Ustawa z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz. U. 2020 poz. 1398) nie przewiduje możliwości refundacji kosztów poniesionych w związku z wykonaniem świadczeń na zasadach komercyjnych.
Teraz tłumaczenie z języka urzędowego na nasze: tak, spieprzyliśmy sprawę, ale nie poniesiemy odpowiedzialności, bo nie; nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?
Słuszną linię ma nasza partia!...?
Jednak raczej chyba nie. Nie jest ta linia słuszną! Bo, co prawda, jedni zejdą (przeważnie starsi), więc czysty zysk na rentach i emeryturach, ale inni zamiast zostać wykurowani i dalej zapierniczać by płacić podatki, będą miesiącami i latami się rehabilitować, albo nigdy nie wrócą do zdrowia. A to już będzie gigantyczne obciążenie dla budżetu.
Ale przecież dopiero za czas jakiś i nikt z wyborców nie skojarzy tego z dzisiejszymi decyzjami administracyjnymi światłych przywódców.
Teraz kilka słów dodatkowego wyjaśnienia i trochę danych.
Wyjaśnienie plus dane:
Do marca 2020 polska służba zdrowia była na skraju zapaści i przepaści. A potem rządzący zebrali się w sobie i uczynili wielki krok naprzód…
W listopadzie 2019 zmarło 30.000 osób. W listopadzie 2020 zmarło 60.000 osób. W październiku 2019 zmarło 30.000 osób. W październiku 2020 zmarło 45.000 osób… Od września do połowy grudnia prawie 60.000 dodatkowych zgonów. I ponad 90% z nich nie ma nic wspólnego z pandemią covid-19 (w tym sensie, że bezpośrednią przyczyną zgonu nie jest chiński wirus).
A jeśli te „nadliczbowe zgony” nie mają nic wspólnego z pandemią covid-19, to z czym?
Z pandemią głupoty, niemoralnego politykierstwa, ignorancji, geszefciarstwa.
Oczywiście, jeśli ktoś potrzebuje odrobiny dobrej nowiny, to wystarczy, że włączy publiczne media i dowie się, że jest bardzo dobrze a nawet doskonale a to co jest złe to wina opozycji, Tuska, Niemców, zdradzieckich mord, etc.
Teraz pytanie:
Czy osobom odpowiedzialnym za obecny stan rzeczy będzie można postawić zarzut z art. 160 kodeksu karnego?:
§ 1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5
Chciałbym poznać odpowiedź. Może jakaś kancelaria weźmie temat na klatę i zacznie ścigać odpowiedzialnych za „nadliczbowe zgony”, dodatkowe cierpienie, utratę zdrowia?
Oczywiście, mamy budżet w doskonałej kondycji, więc są miliardy na ordynarną propagandę (gdyby Goebbels miał takie możliwości i pomysły, to do dziś Niemcy nie dowiedzieliby się, że III Rzesza przegrała wojnę), budowę Narodowego Kosmodromu w szczerym polu, Narodowe Prosektorium i na różne sryliony+. Szkoda tylko, że już na armię kasy nie ma…
Czy jest wyjście z tej sytuacji?
Oczywiście, że tak.
Ale o tym w innym tekście. Zdradzę tylko, że za przykład posłuży instytucja pożytku publiczno-prywatnego o wielowiekowej tradycji, czyli burdel.

Zdjęcia pochodzą z:
med.emory.edu
haritagevalley.org
medonet.pl
gov.pl
Komentarji