top of page

Uchodźcy 2015

  • Paweł Sieger
  • 20 wrz 2015
  • 3 minut(y) czytania

Dawno temu, w czasach Gierka, Kani i Jaruzelskiego, byłem dość szczęśliwym uczniem szkoły podstawowej. Szczęście miało liczne źródła a jednym z nich byli fajni koledzy. Szczególną krynicą radości był kolega zwany przez nas „Parówa”. Kolega „Parówa” robił wiele ciekawych rzeczy, ale jedna przypomniała mi się po manewrze wykonanym przez Kanclerkę Merkel. Otóż ówże kolega zaprosił prawie całą naszą klasę na imprezę – wiele sobie po niej obiecywaliśmy, bo to i barek tatusia i zbiory przemycanych pisemek z Berlina [zachodniego]… Gdy jednak dotarliśmy pod drzwi na IX, czy X piętrze bloku na osiedlu Chomiczówka, w drzwiach pojawiła się „Parówowa” babcia informując, że „Ale Robercika nie ma w domu”… I było po imprezie.

W mniej lub bardziej błyskotliwych komentarzach, analizach, felietonach ich autorzy zastanawiają się jak oddzielić plewy od ziaren, czyli uchodźców ekonomicznych od uciekinierów przed okropieństwami wojny, dlaczego 75% to młodzi mężczyźni, ilu jest terrorystów wśród masy uchodźców, jak ich podzielić miedzy unijne państwa, kto ma płacić, jak się zabezpieczać, kto nie zdał egzaminu, co mają zrobić rozmaite unijne instytucje i co znów wymodzi anielska Angela.

W mojej skromnej ocenie problem stawiany jest „od dupy strony” a proponowane rozwiązania są „do dupy”.

Nie interesuje mnie, czy ktoś ucieka przed wojną, czy szuka lepszych warunków – tak było, jest i będzie. Mieszanie się kultur, tradycji, idei, materiału genetycznego było, jest i będzie niezbędnym warunkiem rozwoju.

Greckie wędrówki w głąb Egiptu i Babilonu zaowocowały powstaniem kultury, którą tak się zachwycamy. Arabskie podboje włączające w jeden krąg wiele tradycji, kultur i idei oraz wyjątkowa polityka władców stworzyły fundament nieprawdopodobnego rozwoju nauki właśnie poprzez wymianę myśli, ścieranie się opinii, poznawanie odmienności [w końcu tzw. cyfry arabskie, których autorami w rzeczywistości są Hindusi są tego jednym z wielu przykładów].

Nawet najbardziej krwawe i wyniszczające wojny mogą tworzyć glebę do rozwoju i wyrwania się ze skostnienia, czego chyba najlepszym przykładem jest kulturowy i naukowy rozwój zacofanej Europy po wyprawach krzyżowych. Przecież to właśnie wtedy szerokim strumieniem wróciły na stary kontynent arcydzieła starożytnej Grecji. Gdyby nie agresywny i intensywny kontakt ze światem islamu nie pojawiliby się Fibonacci i Tomasz z Akwinu, nie byłoby Leonarda i wielkich odkryć.

Gdyby nie było wymiany ludzkie społeczności rozwijałyby się autarkicznie wygodnie krocząc ku upadkowi i degeneracji – kulturowej i biologicznej.

Dlatego problemem nie jest napływ „obcych”, ale to jak się ten napływ definiuje i co się próbuje zrobić.

Prawdą jest, że Europa może się jawić jak jakiś „raj”, do którego dotarcie rozwiązuje wszelkie problemy, przede wszystkim materialne. Bo to jest właśnie problem podstawowy – europejski model ekonomiczny. Zaś europejski model ekonomiczny wsparty przez „polityczną poprawność” Gesetzstaat a nie tylko i wyłącznie przez Rechtstaat [czyli państwo przepisów a nie państwo Prawa] powoduje, że imigranci mogą liczyć nie tylko na „luksusowe” warunki bytowania, ale i „tolerancję”, która powoduje, że Europejczycy we własnym domu zaczynają się czuć jak obywatele drugiej kategorii.

Prawdziwym problemem Europy jest to, co dla większości stanowi o jej wyższości: system socjalny, czyli społeczna gospodarka rynkowa, która nie jest niczym innym jak sposobem na zafundowanie stagnacji doskonale kontrolowanemu i manipulowanemu społeczeństwu. Agresywnym przybyszom taki system gwarantuje zaś pełne bezpieczeństwo, w tym socjalne, dzięki czemu mogą spokojnie „włazić innym na głowy”.

Powrót do Europy agresywnej, egoistycznej, w której nie ma państwowego systemu opieki i wsparcia a przetrącony przez los może liczyć tylko i wyłącznie na prywatne odruchy wsparcia [i musi się z nimi zmierzyć], jest najprostszym rozwiązaniem. I jedynym skutecznym.

Wtedy nie trzeba by się martwić napływającymi „obcymi” – poradzą sobie, to dobrze, będą sprawiać kłopoty, wtedy więzienia i deportacje.

Miałoby to jeszcze jeden pozytywny wymiar – przyjeżdżający byliby zdopingowani by w nowym środowisku sobie poradzić, a więc byłyby to jednostki szczególnie ambitne, przebojowe, niebojące się ryzyka. I to jest dobre. Dziś mamy zbiór cwaniaków i nieudaczników chcących żerować na innych, szukających pomysłu na dalszą wegetację. Oraz kilku zakompleksionych popaprańców z mózgami zbrukanymi chorymi ideami.

Nie jest odkrywczym stwierdzenie, że im bardziej „państwo” opiekuje się obywatelem, tym więcej ludzi potrzebuje opieki, bądź wybiera taki pasożytniczy sposób na życie.

Ma to wymiar i ekonomiczny i intelektualny, gdyż ‘pasożyt” nie tworzy, ale niszczy. Stąd dzisiejsza Europa nie jest już centrum naukowego świata, ale powoli staje się zadupiem spasionych pasożytów i bezczelnych szaleńców, którzy znaleźli wygodne warunki by móc realizować swe obłąkane pomysły.

Gdy w Europie skończy się „troska państwa o człowieka”, wtedy wróci normalność i - poza paroma debilami - nikt nie będzie się przejmował odmiennym kolorem skóry, czy religią sąsiada.

By jakaś kultura mogła żyć, trwać w czasie i przestrzeni, niezbędne jest ciągłe zmaganie się z odmiennościami i przeciwieństwami. W ten sposób wciąż na nowo dokonuje się definiowanie i dopasowywanie idei, czy systemu wartości do warunków zmieniającego się świata. W przeciwnym razie wszystko kończy się mniej lub bardziej spektakularnym upadkiem. I to się właśnie na naszych oczach dokonuje na tzw. Starym Kontynencie.


 
 
 

Comments


Ostatnie wpisy

SIEGERSWELT

Ad imaginem quippe Dei factus est homo

                                                                                             et

                                                                                            Ad maiorem Dei gloriam

bottom of page