Arszenik i stare koronki
- siegersraum
- 15 sie 2019
- 3 minut(y) czytania

Pamiętacie ów film sprzed lat prawie siedemdziesięciu? Dwie stare ciotki [sorki LGBT, tym razem nie chodzi o Was…] i siostrzeniec, który odkrywa prawdę o rodzinie? „Rodzina, rodzina, ach rodzina. Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest. Lecz kiedy jej nima, samotnyś jak pies”.
Podobno społeczeństwo, naród, wspólnota jest jak rodzina. W dobrej, staromodnej rodzinie jest babka i dziadek, którzy opowiadają jak było za Niemca, albo Ruskiego [chyba, że to babka i dziadek z Wysp Dziewiczych, wtedy ktoś inny jest na tapecie i ma przejechane]. Opowiadają dyrdymały i wspominki z młodości – babka i dziadek - przy świątecznym stole. Czasem coś się dziadkowi, lub babci wymsknie i w łeb zaczyna brać drzewo genealogiczne, ale wyjaśnia się śniadość cery i kolor oczu. Dziatki słuchają, albo i nie - bo czym prędzej chcą spieprzyć do facebuka, czy innego chooy-wi-grama, by podzielić się z innymi przygłupami wiekopomnymi i bardzo gównianymi informacjami oraz zdjęciami z procesu wydalania masy kałowej.
Dziadek opowiada, babka durnowato się uśmiecha, ojciec wali browca, dzieci spierniczyły w swój świat. I jest cool.
To znaczy – nie jest cool, bo dziatwa ma w el doopie wspominki dziadkowo-babcine i liczą się tylko lajki a rodzinne historie i wspominki to sobie ojciec i matka mogą w el doope wsadzić.
Dobrych, staromodnych rodzin niet, połowa dzieci ma matkę i ojca, ale nie ma rodziny [niektóre z onych dzieci mają matkę, ale info o ojcu jest im raczej niedostępne].
Czyli mamy tak zwany qurva-postęp zwany progresem i ten progres postępowy jest bardzo progresywny.
Ale zanim do meritum mała uwaga/ zbiór pytań.
Załóżmy, że nie macie prawa jazdy a chcielibyście je mieć. I to na legalu a nie z Ukrainy, czy Słowacji. Oznacza to, że należy zdać egzamin teoretyczny i praktyczny.
Zdanie egzaminu merytorycznego zależy od imbecylowatości kursanta i/ lub zasobności kieszeni, zaś teoretycznego od sprawności w przemieszczaniu się po drodze i/ lub zasobności kieszeni. I teraz załóżmy, że na legalu chcecie zdać ten egzamin, nauczyć się prowadzenia pojazdu mechanicznego na kategorię X, ale macie w Waszej szkółce „L” do wybory tylko dwóch nauczycieli nauki jazdy:
Nauczyciel 1 - niewidoma baba z wizjami o świecie, czasie, przestrzeni oraz relacjach międzycząsteczkowych, która to baba w swoim życiu raz jechała autobusem, ale ma – zasadniczo – wizję teorii i praktyki jazdy;
Nauczyciel 2 - Robert Kubica.
Kogo wybierzecie, by Was nauczył jeździć samochodem?
Oczywiście, zwolennicy swobodnej jazdy bez trzymanki i challengerów o nagrodę Darwina wykluczamy z sondy ulicznej przeprowadzonej na papierze cyfrowym.
Dlatego wydaje się – tak podejrzewam – że większość jednak wybierze Roberta Kubicę a nie ślepą babę z wizjami.
To teraz pytanie. A nawet kilka pytań:
Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, o którym nie wiadomo by poobracał nawet lalkę Barbie, jest alfą i omegą w sprawie wychowywania i edukacji dzieci, pożycia małżeńskiego i relacji męsko-damskich?
Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, który do sklepu na zakupy chodzi tylko wtedy, gdy potrzebne jest odpowiednie foto, wie cokolwiek o budżecie domowym?
Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, który od trzydziestu lat żyje z publicznej kasy – a więc z podatków, a więc z Waszych pieniędzy – wie jak robić biznes? No, chyba, że jednak coś wie o srebrze…
Dlaczego uważacie, że Słońce Peru, które nieco ponad 25 lat temu w swoich poglądach niewiele różniło się od Janusza Korwin-Mikkego, ale po drodze odkryło w sobie ducha, duszę, serce oraz wrażliwość socjal-demokraty, to dobry kandydat na Prezia Najjaśniejszej i Odrodzonej Którejś-Tam?
Dlaczego uważacie, że sztucznie roześmiany zrobioną szczęką intelektualny i moralny dadaista jest/ może być wodzem naczelnym od-sm-rodzenia?
Dlaczego szalony szarpacz drutów, którego atakuje piątkowy wieczór a którego kumple spieprzają, gdzie pieprz rośnie, to wciąż [dla dwóch, czy piętnastu osób] lider i gwarant zmian?
Skąd w Was takie pokłady wiary, że wśród geszefciarzy bawiących się polityką jedni są dobrzy a inni są źli, skoro cała Historia pokazuje, że dobrych było raptem ze dwóch i wszyscy trzej, co do jednego, zdechli podle srylion lat temu?
I teraz zgrabnie wracamy do starego filmu o morderczych ciotkach.:
Czasem, nawet bardzo często, czuję się jak bratanek zaglądający do ciotek, który przekonuje się, że coś jest niezbyt halo a trup w piwnicy ścieli się gęsto.
Ludzie, zasada ograniczonego zaufania na drodze ma swój odpowiednik w życiu – NIE WIERZCIE POLITYKOM. Jeśli ktoś chce Wam zrobić dobrze, to znaczy, że niezły przekręt się szykuje i Wy za niego zapłacicie.
Ciotkami będą wymuskani politycy a arszenikiem obietnice.
OK – musi się pojawić temat wolności. Prawdziwej. Ale to w innym tekście.
Komentarze